Witam. To ja Antoniusz ,opowiem moją historię. 15 listopada pojawiłem się na rynku Łazarskim. Głośno krzyczałem wołałem swoja mamusię, ale ona nie przyszła. Mój płacz usłyszała Ania i chciała mnie zabrać, ale ja bałem się ludzi i uciekałem
, nie wiedziałem czy chce mi zrobić krzywdę, czy nie. Udało mi się uciec. W nocy dalej wołałem, ale mamusia wciąż nie przychodziła, byłem głodny i było mi zimno, nie miałem żadnego schronienia. Na następny dzień rano znów pojawiła się Ania i znowu zaczęło się łapanie biednego małego koteczka. Uciekałem ile sił w nogach, przebiegałem przed jadącymi samochodami , wszyscy zamykali oczy z przerażenia, a nie wiedziałem dlaczego. W końcu schowałem się w samochodzie pod maską i wtedy Ania mnie stamtąd wyjęła. Tanio skórki nie oddałem ,a co ugryzłem ją, ale ona i tak się na mnie nie obraziła. Wzięła włożyła do skrzynki i zaniosła do domu. Zrobiło mi się ciepło dostałem jeść i już się troszkę mniej bałem. Potem pojechaliśmy do weta , obejrzał mnie , wypryskał czymś śmierdzącym fuj… ale pchełki przestały mnie gryźć. Jakąś niedobra pastę dostałem podobno na robaki, potem zastrzyk bo miałem chyba infekcję coś mi z oczka wylatywało. Potem trafiłem do domu, gdzie były inne duże koty i ogromny pies, ale o dziwo nie chciał mnie zjeść. Tam stwierdziłem, że człowiek nie jest wcale zły , głaszcze daje jeść do syta, bawi się ze mną, a ja za to pięknie mruczę. Grzecznie chodzę do kuwety. Teraz to już tylko do pełni szczęścia brakuje mi domu gdzie będę kochany. Jest mi dobrze tu gdzie jestem to jednak wiem że to nie jest mój dom na stałe. Może ty mnie pokochasz i przygarniesz? Acha dodam jeszcze że ważę 1 kilogram i 200 gram to ja Antoniusz. Czekam…